Miła rozmowa, ptaszki ćwierkają. Nagle – BANG! – klient nie chce kupić. Co robisz? Wiele osób rzuci słuchawką… A Ty? Masz kilka sensowniejszych wyjść.
Siedzę sobie w biurze. Nikomu nie wadzę. Dostaję telefon z jakąś ofertą. Odbieram, rozmawiam.
Rozmawiać trzeba, zawsze może być coś ciekawego, a poza tym warto mieć elementarną kulturę i poświęcić te kilka chwil. Oczywiście jeżeli ktoś dzwoni z normalnym produktem, a nie kolejną ofertą szybkich zysków, która jest na tyle niewiarygodna lub ryzykowna, że nasz sprzedawca nigdy w życiu by takiej nie przyjął.
No i oczywiście jeżeli ktoś również wykazuje kulturę, w tym poprzez zapoznanie się chociaż pokrótce z działalnością naszej firmy (o tym więcej w artykule Lubi, szanuje, kupuje? Sprzedażowe fundamenty).
A to była taka miła rozmowa…
Pan w telefonie jest miły, uśmiechnięty, wszystko zgodnie ze skryptem. No ale niestety. Po wysłuchaniu – nie jestem zainteresowany. Zdarza się. I jakie Pan miły miał opcje? Otóż:
- Walczyć do końca – coś co sam bym wybrał. Czyli „w porządku, rozumiem, może mogę w innym terminie zadzwonić? Może wyślę próbkę, żeby w ogóle Państwo zobaczyli o czym mówię? W ogóle jeżeli mieliby Państwo jakieś pytania dotyczące tej branży to zawsze chętnie coś podpowiem.”. Generalnie starałbym się jakoś wejść w relację.
- Pozostawić po sobie to co dobre – trudno, nie zawsze się da sprzedać. Ale może kiedyś będzie okazja? Może potencjalny klient akurat rozszerzy działalność i mój produkt będzie odpowiedni. Tak też można i to też stosuję. „Nic na siłę, ale życzę sukcesów i może w przyszłości jeszcze będzie okazja do współpracy”.
- Rzucić słuchawką – i tak z tego klienta nic nie będzie więc walę słuchawką. Można też pod nosem dopowiedzieć „okdziękidowidzenia” – ale tak, żeby potencjalny klient aż widział ten wyraz na twarzy – oburzenia, niezadowolenia i poczucia niesprawiedliwości. To akurat stanowczo odradzam.
Co nasza miły Pan wybrał?
A jakże, coś tam rzucić na odchodne i szybko zakończyć rzuceniem słuchawki. I przysięgam – nawet jeżeli oferowałby towar pierwszej potrzeby – nie podjąłbym współpracy. Nie podjąłbym współpracy z kimś nieprofesjonalnym, komu nie zależy.
I ktoś może powiedzieć, a ktoś inny powie – siedzi sobie w fotelu i nie wie jak to jest jak każdy Cię lekceważy i nic się nie sprzedaje. A ja powiem – wiem. Sprzedawałem i wciąż sprzedaję. Wiem też, że z niektórymi klientami na początku nie dochodziło do współpracy, ale i tak budowaliśmy relacje. Więc komuś nas polecili. Inni przypomnieli sobie o nas po roku – i współpracujemy do dziś.
Nie każdy musi umieć sprzedawać, nie każdy jest w stanie wytrzymać kilkukrotne odrzucenia. Zgadzam się. Ale nie każdy musi być handlowcem.