Dzisiejszy wpis na blogu będzie kontrowersyjny. Jednak może podziałać jak zimny prysznic. Niezbyt przyjemny, ale potrzebny.
Można powiedzieć, że interesowałem się propagandą sukcesu „zanim to było modne”. Czytałem Jacka Walkiewicza (byłem nawet na jego wykładzie), Mateusza Grzesiaka, Briana Tracy’ego. Uważam, że wszystkie ich książki odmieniły moje życie, w szczególności napisana przez Tracy’ego Nie tłumacz się, działaj! odkryj moc samodyscypliny, której recenzję zapewne niedługo napiszę. Oczywiście czytałem również innych autorów, oglądałem mowy na TEDx, słuchałem podcastów z przedsiębiorcami i szukałem na własną rękę materiałów o tym, jak osiągnąć sukces.
Pamiętajmy jednak, że wszystko należy robić z umiarem, a jeżeli coś czytamy, oglądamy czy słuchamy – wciąż powinnyśmy to przerzucić przez filtr zwany zdrowym rozsądkiem.
Kiedy propaganda sukcesu wejdzie za mocno
Dzisiaj jednak, szczególnie w środowisku biznesowym, ludzie zamiast podążać drogą faktycznego rozwoju, karmią się banałami. Dochodzi do tego, że ktoś potrafi na LinkedIn wrzucić tekst na stronę A4 o tym, dlaczego nosi białe t-shirty.
Inny przykład, z wczoraj, pewna odnosząca sukcesy przedsiębiorczyni / influcenrka – wrzuciła wpis o tym, że nie dodała śmietany do sałatki (lub zupy). Bo nie wiedziała. I chwali się tym dodając jakże ważny morał, że jak widać życie nie jest idealne i nikt nie jest idealny. I to „odkrycie Ameryki” mamy dzięki temu, że w sałatce (lub zupie) nie było śmietany.
Można się tutaj z niej śmiać, ale to jest mimo wszystko doświadczony ekspert od mediów społecznościowych. I zakładam (no dajmy takie 90%), że dzieli się takim rzeczami dlatego, że ludzie tego chcą. Chcą słyszeć o tym, że ktoś nie dodał śmietany, bo dzięki temu sami czują że nie muszą być idealni.
To jednak był akcent humorystyczny. Teraz zobaczmy, kiedy zaczyna się robić niebezpiecznie.
W Tobie nie ma błędu. To świat jest zły
Świetny przykład z wczoraj i Tomasz Kammel. Opowiada o głównych powodach, dlaczego ktoś może nas nie lubić. Powód pierwszy i drugi (bo był w zasadzie tym samym) – bo ktoś nam zazdrości.
Miłe to, prawda? Pomyśleć, że ktoś nie czuje do nas sympatii, nie dlatego że zachowujemy się arogancko, gburowato lub w jeszcze inny sposób, ale dlatego że nam zazdrości. Okazuje się, że problem nie leży w nas. To niebezpieczne. Bo problem jednak może w nas leżeć.
Po pierwsze, często ktoś niczego nam nie zazdrości, a nasza osoba jest mu w zasadzie obojętna. Czasem też naprawdę nie ma czego zazdrościć. Jednak poszukajmy dalszy wymówek. Ona nas nie kocha, bo jesteśmy za dobrzy. Znacie to? A może wcale nie jesteśmy za dobrzy, może jest wręcz przeciwnie?
W pracy też tak bywa, że ktoś powie że szef nie docenia. A może jednak nie ma za co doceniać? Może powinniśmy się w czymś podciągnąć i wtedy szef zacznie doceniać?
Nie chodzi mi o to, żeby z marszu wejść na depresyjne tony. Jak jednak wiesz, jest to blog o zarządzaniu. Tutaj zarządzamy, a nie szukamy wymówek. Jeżeli zawsze znajdzie się winny (oczywiście nie my), nigdy nie poznamy prawdziwego powodu. Jeżeli go nie poznamy, nie będziemy mogli nad nim pracować (nim zarządzać). A wtedy poprawa i rozwój – będą niemożliwe.
Podsumowując ten punkt, nie namawiam też, żeby zawsze szukać problemu w nas. Czasem naprawdę szef nas nie docenia. Czasem ktoś naprawdę nam zazdrości. Czasem ktoś nas nie lubi, bo mamy inne poglądy, pochodzimy z innego środowiska społecznego, źle komuś się kojarzymy (np. bo znał kogoś podobnego do nas na kim się zawiódł i ma podświadomy uraz). Nie starajmy się każdemu przypodobać. Ale też nie wybielajmy się. Zachowajmy zdrowy rozsądek.
Rośnięcie poprzez ścinanie głowy
Mówi się, że jeżeli kogoś skrócisz o głowę, nie oznacza, że będziesz wyższy. Jeżeli chcesz być wyższy – musisz rosnąć. Abyś wiedział o co mi chodzi, wskażę kilka przykładów.
On jest bogaty, ale ja jestem dobrym człowiekiem – to, że on jest bogaty nie oznacza, że zły. Podobnie bieda nie oznacza, że ktoś jest dobry.
Ona jest piękna, ale na pewno głupia – a skąd wiesz? Może jednak jest bardzo inteligentna. Dlaczego bycie atrakcyjnym ma oznaczać niskie IQ?
Może nie mam formy, ale przynajmniej nie jestem głupim osiłkiem – czy naprawdę jakbyś zaczął ćwiczyć, stałbyś się głupi? Z tego co wiem nie ma korelacji. Chociaż jest, tylko odwrotna. Dobra forma oznacza zdrowie fizyczne, które rzutuje na procesy psychiczne i jasność myślenia.
Nie jesteś najlepszy… póki naprawdę nie będziesz
Propaganda sukcesu mówi nam, że jesteśmy najlepsi. Jak to było? „Jesteś zwycięzcą!”. Pytanie jednak, dlaczego jesteśmy najlepsi i w czym. Najłatwiej powiedzieć tak, kiedy nie mamy porównania. Czasem brakuje nam bardzo dużo do świetności, a czasami nawet do przeciętności. Należy to zaakceptować.
Akceptacja bycia w czymś kiepskim nie oznacza jednak, że godzimy się na ten stan rzeczy. Oznacza, że zdajemy sobie z tego sprawę. Kiedy zdamy sobie z tego sprawę, możemy pracować nad mankamentami i faktycznie być najlepszymi. Jednak nie będziemy najlepsi „z urzędu”. Dopiero praca może nas wznieść na wyżyny.
Przekładając to na bieznesowe tony – firma nie może powiedzieć, że jest najlepsza i już. Bo jak zmierzy Net Promoter Score lub popatrzy na zysk, może się okazać że jest daleko w tyle. Jeżeli manager to zignoruje, bo „on swoje wie”, biznes upadnie. Manager musi zdać sobie sprawę z dotychczasowych wyników. Zaakceptować je. A potem znaleźć to, nad czym trzeba pracować. Dzięki pracy nad tymi kwestiami – może odmienić swój biznes i faktycznie być na topie. Jednak wszystko zaczyna się od zrozumienia obecnej sytuacji.
Podsumowanie
Propaganda sukcesu, moim zdaniem, może być potrzebna, ponieważ motywuje i wskazuje pewną drogę. Musimy pamiętać jednak w tym wszystkim, aby nie zakłamywać rzeczywistości. Bo jeżeli to zrobimy, zamiast osiągać sukces, będziemy tylko czytali nowe książki, które „odmieniają życie”. A one nie odmieniają życia. Nadają kierunek. Pracę musimy zrobić sami.