Atakowanie przedsiębiorców jest jak strzał w stopę. Bolesne i niepozwalające iść naprzód. A w kraju, w którym liczy się tylko głos elektoratu – nagminne.

 

Winston Churchill (a był to mądry człowiek) mawiał: „„Niektórzy ludzie mają przedsiębiorcę za drapieżnego wilka, którego powinno się zabić. Inni widzą w nim krowę, którą należy nieustannie doić. Tylko niewielu rozpoznaje w nim konia, który ciągnie wóz”.

Powyższy cytat jest aktualny i dziś.

 

O co afera?

Tym razem rządzący chcą doić przedsiębiorców (ku uciesze elektoratu) za pomocą Nowego Polskiego Ładu. Dojenie ma ułatwić między innymi nowa forma pobierania składki zdrowotnej – nie w postaci zryczałtowanej, a w procentowej. Dla przedsiębiorców to 9% składki. Chociaż jak dla mnie to nie składka tylko podatek. Ale o tym za chwilę.

 

Głosem elektoratu

 

Tak jak napisałem – tym razem to Nowy Polski Ład zaprezentowany przez PiS. Ale inne partie również atakowały przedsiębiorców, i to nie tylko największe korporacje, ale i biznesmenów zarządzających mniejszymi jednoosobowymi działalnościami gospodarczymi.

 

Partia polityczna, zgodnie z definicją, ma za cel zdobyć i utrzymać władzę. Tylko tyle. Czyli musi dbać o elektorat. Najbogatszych (w tym m.in. biznesmenów, menedżerów, artystów) jest najmniej – taka statystyka. Najwięcej jest osób mało zamożnych lub wręcz ubogich – taki kraj. Dlatego rządy wprowadzają ustawy, które dobrze brzmią dla elektoratu (który nie rozumie prawdziwego ich znaczenia) i jednocześnie walą w lepiej zarabiających jak w bęben.

 

Populistyczne niedomówienie

 

Jak rząd mówi że coś zrobi, tak jest. Czasem. No dobrze – rzadko. Ale niestety ostatnio faktycznie nie kłamie. I wprowadza to, co zapowiada. Z tym, że – zanim ktoś się zacznie cieszyć – powinien wziąć na wstrzymanie. Dlaczego? Dwa przykłady:

  • wyższa płaca minimalna brzmi dobrze, ale prowadzi do inflacji, więc finalnie nikt nie zyskuje;
  • jeżeli rząd nam coś daje – to też brzmi dobrze. Z tym, że żeby rząd coś dał – musi najpierw zabrać, przy okazji opłacając ludzi, którzy zabiorą podatnikom. Bilans jest minusowy.

 

A jak to jest z naszą składką zdrowotną, która w zasadzie jest nowym podatkiem?

 

Składka zdrowotna czy podatek?

 

Cóż, w zryczałtowanej składce zdrowotnej zasady są w miarę jasne. I przyznam szczerze, że chętnie ją płacę, bo może nie mam dzięki niej dostępu do ekskluzywnych klinik, ale jak będę miał wypadek samochodowy, to mnie poskładają i nie wystawią faktury na dziesiątki lub setki PLN.

Niemniej płacę tyle i inni – i mam tyle ile inni. Proste. I teraz pytanie – dlaczego składka miałaby być procentowa?

 

Jeżeli bawimy się w procenty, to trzeba wiedzieć to co wiedzą nawet dzieci – procent od większej liczby to większa liczba niż procent od mniejszej liczby. Czyli, w tym wypadku, jak ktoś zarabia dużo to płaci dużo. Problem w tym, że nic więcej za nie dostaje. Nie ma lepszej opieki medycznej, tkwi w tych samych kolejkach, ma te same refundowane leki.

 

Jeżeli myślisz, że to sprawiedliwe, to wyobraź sobie, że idziesz ze znajomymi do baru. Macie wspólny rachunek, każdy bierze co chce, ale jako że ty najwięcej zarabiasz to i najwięcej płacisz. A jak ktoś nie pracuje i nie zarabia – to ma wszystko za free. To chyba nie jest do końca sprawiedliwe, nieprawdaż?

 

To bez sensu czyli krzywa Laffera

 

Arthur Laffer doradzał samemu Ronaldowi Reaganowi. Ukuł też teorię, którą nazywamy krzywą Laffera. Mamy tutaj następujące założenia:

  • jeżeli stawka podatkowa wynosi 0% to nie ma żadnych wpływów do budżetu;
  • jeżeli stawka podatkowa wynosi 100% to też nie ma żadnych wpływów do budżetu (bo nikt nie pracuje);
  • jest jakaś wartość stawki podatkowej, gdzie wpływy do budżetu są maksymalne;
  • jeżeli narysujesz krzywą, która będzie przechodziła przez procentu podatku: 0%, X%, 100%, to zobaczysz, że dany wpływ do budżetu można osiągnąć za pomocą dwóch stawek podatkowych – mniejszej i większej.

 

To tyle, jeżeli chodzi o matematyczne i logiczne wyjaśnienia. Jak to wygląda w praktyce i dlaczego tak się dzieje?

 

Szara strefa, luki prawne i firmy w Czechach

 

Cóż, przedsiębiorcy są z natury (i definicji) przedsiębiorczy. I zapewne, jak większość ludzi, nie chcą płacić więcej, jeżeli można mniej.

 

Wybierają legalne lub niestety nielegalne drogi optymalizacji podatkowej. Legalnie – szukają luk prawnych, zakładają firmy za granicą – na przykład w Czechach. Jest też droga nielegalna – w tym szara strefa i ukrywanie zarobków. W obu przypadkach wpływy do budżetu drastycznie maleją i są mniejsze, niż miało to miejsce, kiedy podatki były niższe.

 

Kto jeszcze traci? Podwyżki cen, szukanie oszczędności

 

Nawet jeżeli przedsiębiorca nie optymalizuje podatków – wciąż nie jest pewnie wybitnie zadowolony z malejących zarobków (pomniejszonych o nowe podatki czy inne składki). I może się niektórym wydawać, że traci tylko biznesmen zarządzający firmą. Nieprawda.

 

Przedsiębiorcy, aby ratować biznesy szukają oszczędności. Czasem zwalniają personel, często stosują gorszą jakość. Dodatkowo podwyższają ceny. Wiesz – tak jak w przypadku podatku cukrowego. Niby ustawa uderza w firmy, ale one doliczają swoją stratę do ceny produktu na półce – i płaci konsument. Mamy więc znowu inflację.

 

Słowem zakończenia

 

Atakowanie firm, które przecież odpowiadają za rozwój gospodarczy kraju jest tragicznie złym posunięciem. Tracą biznesy, traci gospodarka i tracą ludzie – również ci biedniejsi. Ale elektorat nie rozumie, bo to wszystko tak pięknie brzmi. I cyk kolejny plus dla partii. Szkoda, że nie dla kraju.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
 

Może zainteresują Cię poniższe posty?